Wracam z pracy.
Idę do kuchni przywitać się z żoną.
Patrzę a na stole leży kartka z koślawym rysunkiem ni to psa ni to krowy. Takie "niewiadomoco".
- Co to? - pytam wskazjąc rysunek
- Konik - odpowiada małżonka.
- Konik? - zmartwiłem się - Chyba musimy iść z naszym dzieckiem do jakiegoś psychologa. W przedszkolu w czterolatkach ładniej rysowała.
- To ja!! - fuknęła żona
To historia o genezie dwóch "cichych dni".
Komentarze
Odśwież9 listopada 2018, 17:43
Odpisz
7 listopada 2018, 22:33
nie zna sie na sztuce, szkoda gadać
Odpisz
7 listopada 2018, 22:11
Wracam z pracy.
Idę do kuchni przywitać się z żoną.
Patrzę a na stole leży kartka z koślawym rysunkiem ni to psa ni to krowy. Takie "niewiadomoco".
- Co to? - pytam wskazjąc rysunek
- Konik - odpowiada małżonka.
- Konik? - zmartwiłem się - Chyba musimy iść z naszym dzieckiem do jakiegoś psychologa. W przedszkolu w czterolatkach ładniej rysowała.
- To ja!! - fuknęła żona
To historia o genezie dwóch "cichych dni".
Odpisz