Niech Bóg ma go w opiece

O jezu to jest moja matematyczka. Generalnie uczy nas od tego roku największa kosa w szkole. Jak jesteś słaby z matmy a wywoła cię do tablicy to nie dość że cię poniży to jeszcze zestresuje swoimi komentarzami które są nie na miejscu. Zastanawiam się czy nie iść z tym do dyrektorki ale to szkoła dla dorosłych i nie wiem jak to się rozwinie...

To jest masło do jedzenia czy co

Pamiętam jak raz w czwartej klasie popłakałem się przed tablicą, bo nauczycielka kazała mi obliczyć działanie innym sposobem, którego nie rozumiałem.

Mój nauczyciel matmy. Przy niemal każdym zadaniu myli się w liczeniu, źle doda, zamieni źle znaki. A potem "a przepraszam, racja. ale umiem przyznać się do błędu". A spróbuj ty zrobić cos takiego. Nie zauważyć wzoru skróconego mnożenia. Albo, nie daj Boże, napisać minus w mianowniku! Jesteś martwy.

O ile ja sama nigdy nie miałam problemów z matmą, o tyle moi koledzy już tak i bardzo im współczuję. Raz moja koleżanka podeszła do tablicy po miesiącu nieobecności... próbowała wytłumaczyć, że długo jej nie było, ale nic, matematyczka miała to w dupie. Szczęście, nauczycielka wyszła. Podpowiedziałam trochę, ale w ostateczności nauczycielka się na mnie wydarła, gdy wróciła

Nienawidzę, kiedy nauczyciele tak się wyśmiewają ze słabszych uczniów. "Haha debilu przeczytam twoją pracę przed całą klasą, nie powiem wprost, że to twoje, ale tak zasugeruje, pośmiejemy się XD"
A potem taki uczeń boi się w ogóle cokolwiek napisać

Niektórzy nauczyciele są na tyle złośliwi, że podjudzają jeszcze uczniów, żeby też śmiali się z tego ucznia