No chyba że Ty akurat inaczej wolisz

W poniedziałek o ósmej rano

obie konfiguracje są raczej słabe

Dla mnie to było obojętne. W piątek miałem WF jako 1 lekcja

Rel, potem śmierdzieliśmy spoceni cały dzień, a na koniec była matma. Jakby się nie dało na odwrót.

Rel
Na początek dnia 2 lekcje wf, a na 7 lekcji matma.
Nauczyciel nigdy nie może się z nami wtedy dogadać

na końcu jest najlepszy bo masz szansę się porozciągać po 7 godzinach siedzenia na krześle

*tymczasem ja w swojej piwnicy siedzący przed kompem do nocy*

Ja nawet lubiłam zaczynać od wfu. Jak mi się nie chciało żyć, bo rano i do szkoły, to zawsze miałam: przynajmniej zacznę od pogrania w piłkę (czy siatkę, czy co tam się zapowiadało)

No co wy, wf na początku jest świetny! Początek dnia, ósma rano, a czasami jeszcze wcześniej. Zimą, czyli przez większość roku, to jeszcze ciemno i najczęściej pada, ale to nic. Stanie na przystanku po ciemku w deszczu i śniegu nie jest takie złe kiedy wiesz, że niedługo wejdziesz sobie do ciepłego budynku. Znaczy w szkole o tej godzinie nie jest ciepło, bo przez noc nie grzeją, ale to nic nie szkodzi, bo rozgrzejesz się na wf. No chyba, że nauczyciel stwierdzi, że pójdziecie na boisko. Ten wielce uczony człowiek (w końcu mówisz do niego panie/ pani profesor więc na pewno zasłużył na ten tytuł) nie pomyśli aby napisać do kogoś z klasy aby przekazał reszcie, że idziecie na boisko i żeby wzięli cieplejsze dresy. Jednak tym też nie ma się czym przejmować, bo w końcu jak zaczniesz biegać to się rozgrzejesz i będzie świetnie. No chyba, że nie masz kondycji ( a jak możesz jej nie mieć po dwóch godzinach wf w tygodniu?) w tedy tylko się zasapiesz, a przez fakt, że jest tak zimno, że widzisz swój oddech to pewnie się przeziębisz. Ale nie martw się, twój nauczyciel szybko wyjaśni ci, że on też był na zewnątrz i nic mu nie jest. Oczywiście fakt, że stoi ubrany w zimową kurtkę, w czapce i szaliku nie ruszając się przez ten czas nic nie zmienia.
Potem tylko opieprz od woźnej za brudne buty i śmierdzenie przez cały dzień, bo trzydziestoosobowa klasa jakimś cudem nie zdążyła się wykąpać przez całe dziesięć minut przerwy i już koniec. Teraz tylko osiem godzin lekcji, pół godziny wracania do domu (normalnie wracasz krócej, ale autobus postanowił nie przyjechać) gdzie nie usiądziesz w autobusie, bo zakupy starszej pani muszą mieć własne miejsce, szybki odgrzewany obiad, godzina korepetycji, dwie godziny odrabiania lekcji i nauki, a potem masz fajrant. Teraz możesz sobie w spokoju poczytać lekturę, z której połowy słów nie rozumiesz i do spania, bo jutro kolejny dzień w szkole

To tak się nadal robi?
Niczego się nauczyciele i dyrekcja układający plan lekcji nie nauczyli, a minęło tyle lat...

Pamiętam jak miałam wf na pierwszych dwóch, a na trzeciej lekcji gegrę, nauczycielka sama mówiła, że od nas yebie

Zwolnienie z wf i ćwiczenie w domu

Ja mam na odwrut

Tyle że jak wracasz autobusem tak jak ja to kiedy jest wf ostatni nigdy nie wypuszczają wcześniej, z innych lekcji wypuszczają wcześniej. przez co raz nie zdążyłem na autobus

Oba dobre bo można nie przyjść.

WF w sumie z nauczycielem,który jest wychowawcą nie jest zły.
Przynajmniej potem są ciekawe tematy na wychowawczą typu "Czemu wasza klasa nie umie ze sobą współpracować?" itd.

Bardzo Rel.